Archiwum

Archive for Grudzień 2013

Human Contact: Futuru

24 grudnia, 2013 Dodaj komentarz

Human Contact zrobiło nam kilka nieoczekiwanych i fajnych rzeczy o których warto napisać.

O co w ogóle chodzi: przewijamy się wiele lat do przodu. Ziemia jest jedną wielką Akademią, z nanomaszynami, terapiami genetycznymi i innymi fajnymi technologiami. W toku burzliwej historii, mnóstwo ludzi zdecydowało się opuścić Układ Słoneczny i zacząć od nowa. Teraz my próbujemy nawiązać ponownie kontakt z naszymi Braćmi-I-Siostrami-W-Rozumie.

Są 3 fazy gry:
– na statku: co dzieje się podczas podróży
– na planecie: jakie przemiany przechodzi społeczeństwo z którym będziemy się kontaktować (są akurat w trakcie wielkich przemian, bo ludzkie społeczeństwa zawsze są w trakcie wielkich przemian)
– pierwszy kontakt

Cztery dobrze zrobione rzeczy:

(a) Konflikty.
W Human Contact konflikty są zrobione tak, że po jednej stronie jest Protagonista, po drugiej Antagonista, a reszta graczy jest publicznością. Kiedy Protagonista i Antagonista wymyślają stawki, muszą zrobić to tak, żeby były one niezależne – może wejdzie jedna, może żadna, a może obie. „Chcę przeprowadzić Taniec Słońca na zewnątrz Przedziału Ufności”. „Skoro opuszczasz nasze bezpieczne środowisko pełne dobroczynnych nanitów, chcę żebyś zginął w pustce kosmosu”.

(b) Sposoby działania.
Są dwie skale. W trakcie konfliktu publiczność decyduje zgodnie z którą działasz. Na przykład, my mieliśmy najpierw Reason vs Dominance oraz War vs Subversion, a na planecie Macro (skala układu słonecznego) vs Micro (skala nano) oraz Publiczne Archiwa vs Prywatne Archiwa. To jest fajne z dwóch powodów: (1) ponieważ konflikty są rozwiązywane na określone, czasem nieoczywiste sposoby, ma się fajny Eganowo-Banksowy feel, (2) unika się niektórych rpgowych kolein. Na przykład ani razu, o ile pamiętam, w konfliktach które zagraliśmy nie pojawiła się przemoc fizyczna stosowana wobec innej osoby.

(c) Worldbuilding.
Mieliśmy jedną albo dwie sesje, gdzie nie zagraliśmy ani jednej sceny, bo zajmowaliśmy się worldbuildingiem. Nie pamiętam kiedy równie dobrze bawiłem się przy worldbuildingu (chyba… kiedy tworzyliśmy statek do pierwszego, nieudanego podejścia do Human Contact). Trzeba określić Shock, czyli coś co jest obce dla nas jako graczy, i Issues, czyli konkretne tematy którym chcemy się przyjrzeć bliżej. Dzięki temu budowa świata jest prosta i fajna, i naprawdę przywiązałem się do naszych kultur (zwłaszcza pierwotnego Futuru, zanim futagonistka Iny zrobiła tam viuru, patrz (d)). Nasze Shocki/Issues:
– Życie na Przedziale Ufności Równym Epsilon (statku kosmicznym) / Ile możemy sobie wyciąć zanim przestaniemy być ludźmi?, Odrodzenie prymitywizmu, Radosny głupi eskapizm
– Koniec systemu reputacji (po fandomowemu, lans/fejm nie są ważne dla relacji społecznych) / Brak zeitgeistu, Wszystko można poświęcić dla nauki, Zanik tożsamości jednostkowej
– Koniec (początek) historii / Impas w dyskusjach (między załogą Przedziału Ufności a mieszkańcami Futuru)

(d) Język.
W Human Contact jest lista sylab z których robi się imiona postaci z Akademii, natomiast na etapie tworzenia planety mieliśmy wymyśleć nową listę sylab. Wiedzieliśmy że mamy kolonię żyjącą na gazowym gigancie, które mogą się wymieniać wspomnieniami, odżywiają rzadkimi pierwiastkami, ich płeć jest wyłącznie kulturowa, ale historia jest dla nich bardzo ważna. Zaczęliśmy z pięcioma sylabami, z których wszystkie oznaczały chmurę:
fu – „the”
t^{h} – używane w rytualnych kontekstach; chmura zanim my byliśmy tą chmurą; coś bardzo starego
uru – chmura jako zgromadzenie obywateli
mu – chmura styczna/bliska
szu – [niesprecyzowane znaczenie, ale ma coś wspólnego z chmurą]

Dalej było z górki:
ab – spoza
vi – negacja
a’ – mocna negacja
su – archaiczne szu

Łatwo było też tworzyć słowa i imiona: Futuru to nazwa planety, szu-uru na archiwa, szuruszu to fałszerstwo archiwów, viuru to rewolucja/przewrót, Abab to imię obcej istoty z innego gatunku, Vimu to imię mieszkańca Futuru który często podróżuje w kosmos, i tak dalej. Czasem kiedy padało imię postaci, wiedzieliśmy już jaki jest na nią pomysł, albo jak jest umiejscowiona w fikcji. Oczywiście zamiast protagonistów i antagonistów mieliśmy też futagonistów i mutagonistów.

Wiem że to trochę niewykonalne, ale myślę że jednak dobrze by było gdybyśmy grali w długich (5h) kawałkach, zamiast 2x3h – sporo rzeczy musieliśmy sobie przypominać, a fajniej byłoby mieć to na świeżo.

Zignorowałem to wyżej, ale niestety czytelność zasad i wygoda w używaniu podręcznika w trakcie gry są takie sobie.

Strasznie chciałbym dowiedzieć się co stało się dalej z Futuru. Może gdyby wysłać tam jeszcze jedną misję, a na drugim etapie gry zagrać kontynuację? Huh?

Kategorie:granie Tagi:

Literackie inspiracje Gygaxowego D&D

1 grudnia, 2013 3 Komentarze

Wysoka litęratłurła! Pomysł na Advanced Reading in D&D jest taki, żeby zmusić kogoś żeby przeczytał bibliografię z Appendix N do AD&D Dungeon Masters Guide, a potem o tym napisał. Z Appendixu N, to znaczy z tego. No więc właśnie to, od czerwca, co tydzień, robi Tor, a ja dopiero teraz zauważyłem. Większość tekstów to rozmowa duetu Tim Callahan & Mordecai Knode. Wyciągnąłem z tego kilka nowych tytułów do sprawdzenia, więc w sumie było warto to wszystko przeczytać. A wracając do mojego ulubionego sposobu blogowania, czyli wypisywania w punktach luźno związanych ze sobą faktów, dowiedziałem się, że:

– Poul Anderson pisze trochę więcej o tym co dzieje się z Holgerem z „Three Hearts, Three Lions” po zakończeniu powieści [komentarz #9]
– ustawka Law vs Chaos pojawia się u Andersona wcześniej niż u Moorcocka
– jest też fajna analiza tego, jak z tego jak Derleth zinterpretował Lovecrafta można przejść do D&Dowej kosmologii [Derleth]
– często nie wiemy jak bardzo rasistowska i seksistowska jest większość z tej literatury; de Camp i Pratt wypadają wyjątkowo paskudnie
– jest ciekawa próba usprawiedliwienia Barsoomu Burroughsa przed zarzutem rasizmu (ale zauważona zresztą rzecz, czyli Carter jako biały zbawiciel dzikusów, pozostaje i trochę psuje znalezione przez nich pozytywne przesłanie) [oceń sam/a]
– dają też podsumowanie sporej części fandomowych reakcji kiedy wskazuje się na te rzeczy – „yeah, yeah, we know this stuff’s corrupt at a moral level, at its depictions of actual humans, but we’re going to mostly ignore that because, hey, rayguns and underground cities and monsters!”
– Lord Dunsany napisał (między innymi) masę sztuk teatralnych (można je sobie przeczytać w sieci, bo przeszły do domeny publicznej), z których niektóre są totalnie jak opowiadania Clarka Ashtona Smitha
– fajnie że Callahan i Knode zwracają uwagę na to, że z Lovecrafta opowiadania o Krainie Snów lepiej niż reszta Cthulhowych rzeczy pasują do D&D-owych podziemi (Mythical Underworld bla bla)
– co jakiś czas piszą też który moduł powiązać z którą książką – to potencjalnie przydatne dla kogoś kto to prowadzi
– wygląda na to że zaskakująco dużo pozycji jest wariantami sf
– w wielu przypadkach nie umieją powiązania tych tytułów z D&D (tak z grubsza, bo widzą fantasy jako dominujące, a weird / sf jako nieobecne w linii wydawniczej, co ma jakiś tam sens)
– wreszcie ktoś napisał to co należało o pierwszym tomie Amberu! srsly, Amber jest tak zły w porównaniu z np. „Lord of Light”, że aż wstyd polecać ludziom Zelaznego, bo boisz się że przypadkiem sięgną po Amber.
– dalej nie ogarniam Leibera i nie wiem co ludzie w tym widzą (od półtora roku nie udało mi się przebrnąć przez więcej niż 80 stron zebranego Lanhkmar…)
fragment o tym, że Vance jest kimś kto zmieszał inspirowany Poem i Dunsanym weird z pulpą Wellsa i Burroughsa, i w ten sposób stworzył podgatunek dying earth sprawia że jakoś przychylniej o nim myślę

Moja ulubiona część: Lanier. „It’s a book from the Seventies about a guy with a mustache who rides a giant moose and has a bear companion and fights mysterious forces after the apocalypse with his psychic powers.” (i wszystko ma ekologiczne przesłanie).

Oczywiście równie ciekawe jak to co jest w Appendix N jest to czego w nim nie ma – LeGuin, Haggard, Smith, Lindsay, Stoker, Verne… (obserwacja stąd)

Mam też, nie wiem czemu, ochotę poprowadzić coś w Narni. Into The Odd?