Strona główna > publicystyka, recenzja > Co robić, jak recenzować

Co robić, jak recenzować

Nid: Nie wchodząc w to czy w ogóle warto pisać cokolwiek w polskiej sieci rpgowej, można mieć problem z tym jakiego rodzaju treść wrzucać w sieć. O grach znaczy tu: nie o Fandomie W Ogóle i Blogowaniu W Szczególności albo dodatkowych elementach do jakiejś gry, jak Brawurowe Rzemiosło – raczej, o konkretnych tytułach i zagranych rzeczach.

Jeśli chodzi o recenzje o często spotykanej strukturze – rozdział po rozdziale, albo ogólne streszczenie gry, a z popełnionych przeze mnie: takie jak Montsegur 1244 albo Houses of the Blooded – podsumować je mogę bardzo łatwo – ssą. Są sztucznym tworem, który nie oddaje faktycznej interakcji z grą. Są pisane za długo i z perspektywy czasu różne rzeczy – i działające i nie w trakcie gry – rozmywają się. Takie recenzje zasadniczo nie oddają tego jak wygląda fikcja stworzona w trakcie gry, ani tego jak wyglądały interakcje graczy między sobą oraz z zasadami, jak wygląda krzywa uczenia się gry, jak płynna jest rozgrywka, wreszcie, tego na ile skutecznie gra komunikuje sposób rozgrywki. Krótko mówiąc, taka forma recenzji jest niebezpiecznie blisko capsule review, recenzji pisanej bez zagrania w recenzowany tytuł (co, z mojego punktu widzenia, skreśla recenzenta). Kiedy zastanawiam się na kupieniem jakiejś gry, nie wyciągam z recenzji tego typu praktycznie nic.

Jakie są alternatywy? Niestety, praktycznie żadne.

Powiedziałbym: Actual Play, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze, AP jest narzędziem do rozwiązywania problemów, nie do promocji gry czy informowania o jej zawartości. A przynajmniej: w jakimś sensie powinien być – bo jak naprawdę bywa, wszyscy zainteresowani chyba wiedzą. Po drugie, w polskiej sieci termin AP jest chyba nieodwołalnie zepsuty – polski AP sprowadza się do rozbudowanego, szczegółowego opisu powstałej fikcji, pomijając kontekst społeczny, problemy z interpretacją zasad, dziury w regułach gry – innymi słowy, wszystko co jest najciekawsze kiedy chcemy się dowiedzieć czegoś o grze.

Wreszcie, zostaje mi strumień świadomości spisany parę godzin / dni po sesji, trochę jak Mars Colony, tylko z mniejszą ilością pisania o fikcji, a większą o rzeczach związanych z zasadami. Dla mnie coś takiego jest przydatne jeśli chodzi o granie i zastanawianie się nad grą, ale nie wiem czy jest jakkolwiek czytelne dla kogokolwiek spoza osób które grały na opisywanej sesji – to na ogół nieciągły tekst, pełen przeskoków myślowych i niekoniecznie przejrzystych odwołań. Ale to chyba również forma z którą jestem najszczęśliwszy. Kiedy szukam informacji o nieznanej mi grze, chcę zobaczyć przede wszystkim coś podobnego, co pokazuje faktyczną interakcję graczy z grą, rzeczywiste działanie jakiegoś tytułu – a nie ładny tekst o kolorowej książeczce, bezpośrednią promocję (i tylko ją) albo stos kiepskiej fikcji.

Dro: Czytanie recenzji gier i suplementów mnie męczy, szczególnie jeżeli recenzje te są takimi, o których wspominał na początku Nid i o które najłatwiej w internecie (zaznaczam z góry, ze polski internet nie jest w tym wypadku żadnym wyjątkiem).

Rozszerzając ten temat – od ponad dekady, wraz z wzrostem popularności sieci naprawdę ciężko by było dzisiaj znaleźć wydawcę gier fabularnych, który nie posiadał by strony internetowej z katalogiem i przynajmniej pobieżnymi opisami swoich produktów. Zdrowy rozsądek podpowiada, że na takiej stronie warto by zaprezentować i dać wgląd, nam – odwiedzającym a przez to i potencjalnym klientom – do jak największej części swojej RPGowej oferty. Takie podejście znajduje uwieńczenie w publikowaniu PDF’ów z przykładowymi rozdziałami podręczników, i prawie każdy z nich posiadać będzie spis treści. Mając spis treści danego produktu, spokojnie jestem w stanie sobie wydumać co znajdzie się w „Standardowej recenzji gry fabularnej” (TM). ;)

Mi zawsze bardziej podchodziły tak zwane „przedstawienia (lub prezentacje) systemów”, materiał dłuższy od tego, do czego się przez ostatnich kilka lat zdołaliśmy przyzwyczaić, i co obecnie uznaje się za normę. Po prostu chcę podczas czytania o grze której nie znam dostać tekst, który w miarę lekko będzie się czytać a zarazem jego zawartość skłoni mnie on do myślenia (o grze lub o hobby) – po prostu coś co wymaga od autora troszkę pomyślunku i planowania co do tego, o czym chciałby napisać i czym podzielić się z potencjalnym czytelnikiem, a nie tylko prostego strzeszcienia treści zawartej między okładkami. Jako przykład (nienajlepszy) podam  trzyczęściowe przedstawienie Burning Wheel które popełniłem na spółkę z Dhaerowem (linki tutaj I, II, III).

W zamierzchłych czasach internetu łupanego, kiedy mieliśmy dostęp do magazynu branżowego (a w pewnym momencie nawet do trzech) rozumiałem troskę o nie pisanie długich wywodów, wprowadzeń do systemów czy też rozbudowanych recenzji. Istniał ogromny głód na wszelaką informację, a co za tym idzie każda recenzja była na wagę złota (nieważne jak pobieżna i po łebkach). Często Magia i Miecz (ewentualnie Złoty Smok czy Portal, zależnie od tego jak starzy jesteście) była jedynym okiem na świat gier fabularnych dla młodego gracza dorastającego na prowincji (czytaj mnie) i nie mającego nawet sklepu z grami w swoim mieście (mającego za to te okropne stare katalogi wysyłkowe ISY, które na śmierć się kartkowało i snuło plany co będzie trzeba zakupić), o dostępie do internetu nawet nie wspominając.

Nie znaczy to, że prób nie podejmowano – jeżeli pamięć mnie nie myli to właśnie Magia i Miecz jako pierwsza przetarła szlak rozległemu „przedstawieniu systemu”. Starsi czytelnicy zapewne pamiętają ogromny artykuł o AD&D, dwie strony o Amberze (z całkiem fajnymi przykładami z sesji) czy też pamiętne kilka stron o Gemini (które automatycznie uczyniły z tego systemu obiekt kultu w naszym fandomie). O tych artykułach rozmawiało się ze znajomymi i czytało wielokrotnie w poszukiwaniu szczegółów, które mogliśmy wcześniej przeoczyć… Wydaje mi się, że gdzieś po drodze zatraciliśmy to dawne podejście – możliwe równiez że po prostu wydorośleliśmy i same czasy się zmieniły, ale ja od czasu do czasu łapię się na kartkowaniu starych MiMów w poszukiwaniu tego typu publikacji. Może to tylko nostalgia, ale może również w takiej formie było ukryte coś magicznego.

To co napisałem powyżej uświadamia mnie, że warto wyjść czasem przed szablon i podzielić się z czytelnikiem czymś głębszym niż zwykła przejażdzka palcem w dół po spisie treści ;) Czytając o grze, której nie znam, oprócz zawartości podręcznika interesuje mnie również wszystko to co dzieje się wokoło systemu – jak na przykład temat lini wydawniczej, dodatków jakie są do niego dostępne (i o czym oraz jak wyczerpująco o tym traktują), sposobów w jaki są one wydawane (druk, PDF) ich dostępność na rynku i tym podobne sprawy. Jasne, że te informacje są dostępne od ręki w sieci, ja jednak jestem takim leniwym starym gburem, który lubi mieć wszystko w jednym miejscu (i nie lubi odrywać się niepotrzebnie od czytania), bo nigdy nie wiadomo czym autor w przypadku pisania o nich się z nami podzieli i może jego punkt widzenia rzuci nowe światło na to co wcześniej o grze myślałem.

I wracając w nasze fandomowe realia – platforma blogowa nie ma ograniczeń wielkości tekstów na niej publikowanych, nie pracujemy tutaj na deadline, nie żywimy swoich rodzin przez trybuty z reklam, mamy tyle czasu ile nam potrzeba na ukończenie wpisu i jak to się zawsze szumnie wszędzie rozgłasza są to matariały tworzone „przez fanów i dla fanów”. Dlaczego by przy okazji pisania nie przeprowadzić małego śledztwa internetowego i nie wyłuskać ciekawych materiałów, interesujących stron, czy po prostu ilustracji które diametralnie zwiększą wartość tego o czym piszemy? Jasne, że to wymaga poświęcenia czasu, ale jeżeli chcemy zainteresować czytelnika i starać się aby naszą stronę, bloga czy też forum odwiedził on ponownie , to trzeba dać mu coś co sprawi, że taką decyzję podejmie. Dla mnie takie podejście ukazuje po prostu szacunek dla czytelnika.

A ja ta sprawa wyglądau Was? Czego szukacie w reckach, co przykuwa was do ekranu a czego nie znosicie?

Kategorie:publicystyka, recenzja Tagi: ,
  1. 20 marca, 2011 o 11:30 pm

    Nid, ja wiem, ze ja sie powtorze – dla mnie recenzje z sesji (przynajmniej w naszych warunkach) sa absolutnie niewiarygodne i nieprzydatne. Zwykle skladaja sie z krotszego lub dluzszego stwierdzenia, ze bylo (nie)fajnie wiec gra jest (nie)fajna. Jak sie podrazy temat, wychodzi olewanie mechaniki i inne cuda. Do tego jest jeszcze nakladka w postaci MG – zdolny prowadzacy nawet Zlego Cienia pokaze jako co najmniej sredni system.

    Dlatego wole recki z czytania podrecznika. Wiem, gdy sa do grania i graj nie *&^%$#@@, ale wtedy mam wiekszy komfort odnioru – recenzent skupia sie na tym, co wie, a nie co mu sie wydaje.

    Lubie wiedziec, co recenzent wie o grach – nie musi grac 200 sesji rocznie, byleby mial pojecie, ze poza PL cos sie ukazuje od 30 lat. I odwrotnie, jak ktos twierdzi, ze InSpectres to powiew swiezosci w mechanice, to jako recenzent jest skreslony.

    • juliusz
      20 marca, 2011 o 11:37 pm

      W polskich warunkach, to dla mnie zasadniczo bez różnicy – każda jest niewiarygodna.

      Ja czuję się jakby ktoś mnie obrażał kiedy dostaję capsule reckę. Recenzujesz produkt? To wykorzystaj go zgodnie z przeznaczeniem. Jakbym dostał recenzję płyty muzycznej której autor obejrzał grafiki, przeczytał teksty, przejrzał skład projektu ale nie przesłuchał, to uznałbym to za jakiś żart. I dokładnie tak samo jest z grami. Recenzujesz sprzęt? Przetestuj go. Recenzujesz planszówkę? Zagraj w nią najpierw. Recenzujesz grę komputerową? Zagraj. Recenzujesz książkę? Przeczytaj ją. I nie widzę dlaczego z RPGiem miałoby być inaczej.

  2. 21 marca, 2011 o 12:22 am

    Zastanawiam się, jak wyłuskujecie takie „capsule review” z natłoku innych, rzeko równie kiepskich recenzji. Ja albo mam szczęście lub nosa i trafiam na raczej rzetelne recki, albo mam tak przytępione zmysły, że nie widzę miętolenia recenzenta nad czymś, w co nigdy w życiu nie grał.

    • juliusz
      21 marca, 2011 o 12:31 am

      Dobry zwyczaj (np. recenzje na rpg.necie) nakazuje po prostu zaznaczać z jakiej perspektywy się pisze.

  3. Enc
    21 marca, 2011 o 7:57 am

    @Nid: Nie pierwszy raz pozostaje mi się z Tobą nie zgodzić w 100%. Dla mnie skreślona jest recenzja systemu oparta na tych elementach, które są dla Ciebie ważne. Autor, który ocenia grę bazując na własnych doświadczeniach może postrzegać całe hobby zupełnie inaczej, niż ja. Jeśli to jeden z elementów recenzji – a drugim jest ocena podręcznika, o której pisze wyżej Seji – to super, taki tekst jest faktycznie najcenniejszy. Jeśli jednak mam wybrać między recką podręcznika a recką tego, jak gra działa, tą pierwszą przeczytam, drugą wywalę do kosza.

  4. 21 marca, 2011 o 9:59 am

    Pieprzenie aż głowa boli.

    • 21 marca, 2011 o 1:17 pm

      A więc mniej gdybania więcej recenzowania?

  5. 21 marca, 2011 o 6:14 pm

    Nie czytam AP-ków i nie interesuje mnie, jak wychodzą innym osobom sesje. Interesuje mnie, jak napisany jest podręcznik, jakie ma grafiki, czy jest wart swojej ceny, czy można go zastąpić innymi systemami. A nie, że „ja gram tylko w jesienną gawędę, a Nemezis to jakieś niewiadomoco, bo nie ma mapek planet, a moi gracze lubią mapki, więc musiałem robić mapki, co za głupi setting”.

  6. 21 marca, 2011 o 6:18 pm

    Ja najbardziej cenię sobie połączenie tych dwóch styli. Z jednej strony poglądowy opis podręcznika, z drugiej trochę smaczków wokół produktu, z trzeciej sprawdzenie choć kilku najbardziej charakterystycznych dla produktu elementów. Jeśli to zestaw przygód, to dobrze, jeśli recenzent jedną z nich poprowadził. Jeśli nowy system, to dobrze, jeśli recenzent przetestował podstawy mechaniki itp.

    • 21 marca, 2011 o 6:31 pm

      Polaczenie jest fajne. Pod warunkiem, ze dana osoba faktycznie zagrala w gre X, a nie system autorski na bazie gry X i mechanika Y.

  7. Paradoks
    22 marca, 2011 o 11:33 am

    Ojtam, wydziwiacie. Nie widzę nic złego w tym, żeby osoba pisząca recenzję przedstawiła mi, co znajdę w podręczniku, nawet bez poprowadzenia czy zagrania sesji w tym systemie. Byle tylko to jasno było podane, czy pisze z perspektywy grania, czy tylko przeczytania podręcznika.

    Ja lubię (zwykle) czytać raporty z sesji, ale kiedy mam do czynienia z nowym systemem, wolę zacząć od jakiegoś wprowadzenia na temat tego, co to w ogóle za gra. Przykładowo, po przeczytaniu tej recenzji: http://wieza.org/savage-worlds-recenzja/ wiem już, że po Savage Worlds jako mechanikę po prostu nie mam co sięgać, jest nie dla mnie – raport z sesji, szczególnie w jego „polskim” wydaniu by mi tego nie dał i tylko straciłbym czas; w przypadku linkowanej recenzji mam komplet informacji, które są mi potrzebne do decyzji – są tam listy skilli, modyfikatory, tabelki, figurki, zasięgi w calach, inicjatywa, długość procesu tworzenia postaci (z tego wszystkiego chyba tylko to ostatnie jest u mnie na „plus”).
    Raport z sesji poprowadzonej na SW nie jest mi tu potrzebny, po raporty z sesji sięgam dopiero wtedy, kiedy: a) jakaś gra mnie wstępnie zainteresowała po przeczytaniu o czym ona jest i myślę nad jej zakupem, b) już w daną grę grałem i chcę zobaczyć, jak radzą sobie z nią inni (w tym również, jak radzą sobie z ewentualnymi problemami, ale przede wszystkim ze zwykłej ciekawości). Za to informacje o linii wydawniczej i ewentualnych dodatkach zwykle interesują mnie w recenzjach najmniej (chyba stary WoD zraził mnie do dodatków wystaczająco).

    Wychodzi na to, że każdy w recenzjach gier szuka czego innego. ;)

  8. Drachu
    22 marca, 2011 o 11:58 am

    Zależy co tak naprawdę recenzujesz.
    Jeśli jest to klasyczny RPG, to nie obchodzi mnie, czy recenzent grał w grę, czy też nie. No bo co to zmienia? Taka gra nie zawiera nowatorskich rozwiązań, nie ma potrzeby sprawdzania na żywo jak działa. Jeśli recenzent jest w miarę zaznajomiony z RPGami (a większość jest), to jest też w stanie na sucho sprawdzić czy mechanika ma rękę i nogę. Wolę wiedzieć co jest w podręczniku i czy to wystarcza do zabawy, bo wydawnictwa dają dość krótkie informacje „To dynamiczna gra, w której ludzkość stawia czoła buntowi krasnali ogrodowych. Pamiętaj – Eternia potrzebuje bohaterów. Potrzebuje Ciebie!”. Po czymś takim nie wiesz, czy realia są naprawdę fajne i czy w podręczniku są zasady umożliwiające rozwalanie krasnali ogrodowych.
    To jak wygląda podręcznik nie jest przesadnie istotne. Chociaż z drugiej strony – lepiej jak gra jest ładna niż brzydka. A oprawa graficzna w jakiś sposób zastępuje opis.

    Z Indiasem jest trochę inaczej. Fajnie jeśli recenzent sprawdził jak działa gra. Ale z drugiej strony – problemy, które miał na sesji nie muszą wystąpić u mnie. AP… no cóż. Czytając APki przez długi czas sądziłem, że „Indie to wspaniałe gry, których gracze wspólnie rozwiązują okołogrowe problemy nieznane w innych systemach”, teraz już tak nie myślę, ale pierwsze wrażenie było okropne – normalnie grupa wsparcia z krzesełkami, gdzie ziomy z drugiego wybrzeża Stanów myślą, jak można rozwiązać problemy zupełnie obcych im ludzi.
    Jest tak jak pisał nid – APek jest słabym źródłem informacji o grze, bo albo czytasz o fabule cudzej sesji, albo o jego problemach z grą – ani jedno, ani drugie nie daje obrazu jak wygląda gra.
    Teraz z perspektywy czasu – najwięcej informacji o grach Indie uzyskałem przeglądając fora. Pojedynczy APek daje mało, ale już szybki przegląd tematów wiążących się z grą daje jakiś jej obraz – widzisz jakie tematy wypływają przy okazji gry, jakie problemy się powtarzają i tak dalej. No i forumowicze to już bardziej reprezentatywna grupa niż paru kolesi z APka. Tak ogarniałem Ditv – poprzez przegląd The Forge.
    To dalej nie jest idealne rozwiązanie (czasochłonne, nieuporządkowane i mogą pojawiać się sprzeczne opinie), ale lepsze niż APek.

    • juliusz
      22 marca, 2011 o 11:48 pm

      Ja sobie myślę że jednak wypada być uczciwym wobec każdej gry. Tak samo z muzyką: jasne że prawie na pewno kolejna płyta kapeli postrockowej będzie taka sama jak tysiące innych, ale kurczę, obowiązkiem recenzenta jest ją przesłuchać. I jeszcze indie/nie-indie: e, kręciłbym nosem. No bo przecież nie ma takiej ścisłej granicy; mnóstwo niezależnie wydanego stuffu w okresie boomu na d20 to całkowicie wtórne produkty – znacznie bardziej, niż teraz wychodzące rzeczy na FATE, czy gry takie jak Leverage czy Smallville, które nie są indie. I tak samo w przeszłość – z Ars Magica, Over the Edge, i podobnymi.

  9. 23 marca, 2011 o 8:43 am

    A ja ta sprawa wygląda u Was? Czego szukacie w reckach, co przykuwa was do ekranu a czego nie znosicie?
    Lubię recenzje długie i kompleksowe. Zajmujące się nie tylko wyglądem podręcznika i skrótowym opisem treści. Dla mnie osobiście dobra recenzja gry RPG powinna zawierać następujące informacje:
    1. Wstęp a w nim informacja czy recenzent dostał podręcznik za darmo czy go kupił, następnie czy tylko przeczytał podręcznik czy również w niego grał, a jeśli tak to ile sesji, czy był graczem czy prowadzącym itp.
    2. Standardowa recenzja: opis rozdziałów, ocena grafik i wydania czyli to z czym najczęściej się spotykam na polskich stronach.
    3. Szczegóły czyli to co zainteresowało autora recenzji, opis mechaniki ciekawostki. To co recenzentowi się spodobało a co nie.
    4. Czy podręcznik jako instrukcja do gry spełnia swoje zadanie. Czy potrzebne informacje są rozrzucone po kilku różnych miejscach i trzeba go ciągle kartkować. Czy brakuje jakichś informacji? Czyli wrażenia z sesji. Co działało, z czym były problemy. Uwagi innych grających.
    5. Podsumowanie czyli krótkie i skondensowane wypunktowanie zalet i wad oraz ocena końcowa.

    Generalnie bliskie ideałowi były recenzje z MiMa. Długie, pełne szczegółów i dużej ilości informacji.

    Co zaś się tyczy sesji z punktu 4.
    Uważam że taka sesja powinna się różnić od standardowych. Wszyscy powinni zdawać sobie sprawę że robią „crashtest” systemu. Żadnych houseruli, żadnego: „MG, olej podręcznik i lećmy dalej”. Przygoda powinna być tak skonstruowana by przetestować wszystkie zasady, wszystkie „moduły” gry. Od prostych testów przez konflikty społeczne i walkę po kwestie związane z ekwipunkiem.

    Dlaczego? Uważam że tak grając jestem dopiero w stanie określić czy system sprawdza się w zadaniu do jakiego został napisany. Jeśli brakuje reguł obciążenia a każdy przedmiot ma opisaną wagę albo sprzęt ma opis fabularny ale zero mechaniki (jaką długość ma inteligentna lina w Eclipse Phase) to upatruję to jako niedopatrzenie autorów (takich niuansów można nie zauważyć podczas samego czytania).

    Wiem że to takie czepianie się szczegółów oraz że takie rzeczy to MG może sobie wymyślić na poczekaniu. Tylko że jeśli takich potknięć jest dużo to wtedy u każdego te braki mogą być inaczej interpretowane. A wtedy co sesja z inną drużyną to system będzie jednak inny.

    Czego nie lubię?
    Nie lubię gdy recenzja podręcznika RPG jest robiona jak recenzja książki. Dla mnie RPG to przede wszystkim gry i dlatego powinny być jak gry recenzowane. Lubię czytać recenzje gier planszowych bo mają najczęściej zawarte wszystkie elementy które lubię. Pomimo tego że podręczniki do RPG to książki to kupuję je po to by w nie grać a nie by stały na półce.

  1. No trackbacks yet.

Dodaj odpowiedź do Kaellion Anuluj pisanie odpowiedzi